środa, 1 czerwca 2011

Black Water (aka Czarna rzeka), reż. David Nerlich

Oczekująca od niedawna potomka para Grace i Adam oraz piękna siostra Grace, Lee, wybiera się na wyprawę łodzią po północnych terytoriach Australii. W odludnym lesie mangrowym ich łódź zostaje wywrócona, a przewodnik znika bez śladu. Okazuje się, że wpłynęli na terytorium polowań krokodyla ludojada... Wycieczkowicze chronią się na wyrastającym z rzeki drzewie.


Inspiracją dla scenarzystów (i reżyserów zarazem) było prawdziwe wydarzenie - trójka młodych ludzi została zaatakowana przez krokodyla różańcowego, dwójka schroniła się na konarach drzewa, a ich przyjaciel został pożarty na ich oczach...Jako, że przez dobre dwie trzecie filmu obserwujemy bohaterów siedzących na drzewie, ważne były dobre dialogi, ciekawe postacie i scenografia.
Trzeba przyznać, że nie dysponujący wielkim budżetem twórcy stanęli na wysokości zadania. Bohaterowie są ciekawi i niejednowymiarowi, a przede wszystkim - i to przyciąga uwagę - bardzo zwykli: to ludzie, którzy mogliby być naszymi sąsiadami. A to sprzyja identyfikowaniu się z nimi. Dialogi są też nie gorsze i charakteryzuje je przede wszystkim naturalność. Plenery cieszą oko i tworzą niesamowity klimat.
Muszę przyznać, że to naprawdę solidny film grozy, w którym odnajdziemy elementy dramatu psychologicznego.

Od strony technicznej film też wypada całkiem nieźle: kolory są ponure i błotniste. Przeważa brąz oraz zgniła zieleń. Dodatkowym plusem jest też bardzo agresywna muzyka, pełna niesamowicie głębokich basów.

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podobał. Wspaniałe plenery, groza natury pokazana w ciekawy sposób. Całkiem przyjemnie się ogląda. Nigdy nie chciałabym się znaleźć na miejscu bohaterów :-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przepadam za horrorami, gdzie głównymi ''bohaterami'' są zwierzaki, a co gorsza jeszcze jakieś zmutowane, ale faktycznie całe wydarzenie zostało pokazane dość ciekawie. No i duży plus za piękne plenery...

    OdpowiedzUsuń