sobota, 23 kwietnia 2011

Residen Evil: Extinction (aka Residen Evil: Zagłada), reż Russel Mulcahy

Świat został całkowicie opanowany przez zombie. Ocalały tylko grupki niezarażonych, wśród których jest Alice. Szefowie korporacji Umbrella, firmy odpowiedzialnej za wybuch epidemii, wciąż eksperymentują z jej klonami, Alice jest bowiem jedyną istotą, której krew może stać się antidotum na wirusa. Nie wiedzą, że Alice zbliża się, pałając żądzą zemsty do siedziby korporacji...


Pierwsza trylogia kinowa zrealizowana na podstawie gier komputerowych, stała się faktem. Trzecia część ,,Resident Evil'' jest lepsza od dwójki, dynamiczniejsza, bardziej komiksowa. Nikt nie ukrywa, że miał to być popis speców od efektów. I te robią duże wrażenie. Wadą filmu jest jednak jego ewidentnie łącznikowy charakter - to tylko wprowadzenie do kolejnej części, która ma być dynamiczniejsza, bardziej efektowna, seksowna, etc...
To, co mnie zachwyciło w filmie, to jego kolory. Niektóre sceny wyglądają wręcz nienaturalnie, ale był to zamierzony cel twórców: pustynia do przesady pustynna, w laboratoriach nic tylko błękit, wizje Alice całkowicie udziwnione kolorystycznie, najczęściej niebieskawe z jaskrawymi czerwonymi wstawkami. Przestrzenność jest tu bardzo dobra, co niejednokrotnie spowoduje, że podskoczymy na fotelu w skutek wyskakiwania znienacka jakiegoś zombiaka. Efekty są różnorodne i praktycznie nieustanne, a system audio pozwala nawet usłyszeć niepokojące buczenie obwodów elektrycznych w laboratoriach. Dodać do tego głębokie basy i efekt satysfakcji osiągnięty w stu procentach!!!

czwartek, 14 kwietnia 2011

The Mutant Chronicles (aka Kroniki Mutantów); reż. Simon Hunter

Rok 2707, na Ziemi pogłębia się chaos i anarchia wywołana topnieniem zasobów naturalnych naszej planety i bezpardonową walką między oddziałami związanymi z czterema wielkimi korporacjami: Mishimą, Bauhausem, Kapitolem i Imperialem.Podczas starcia wojsk Kapitolu i Bauhausu pocisk uderza w Maszynę, tajemniczy przedmiot, który trafił na Ziemię z kosmosu, a który umożliwia przekształcenie ludzi w krwiożercze mutanty.
Część ludzi ucieka na Marsa, ale większość zostaje wydana na pastwę potworów. W tej sytuacji brat Samuel, lider tajemnego bractwa, w którego posiadaniu są tak zwane kroniki mutantów, werbuje najlepszych żołnierzy z poszczególnych korporacji i wysyła ich z misją zniszczenia Maszyny i oddziałów wroga.


Kroniki mutantów objawiły się światu początkowo jako...gry planszowe (a w zasadzie karciane) i popularne RPG, potem przyszła kolej na komiksy i komputerowe gry wojenne. Większość postaci i wątków z tychże gier pojawia się w obrazie Simona Huntera. Jak na ekranizację gry przystało, mamy w filmie grupkę bohaterów, z których każdy ma przypisaną konkretną rolę, używa charakterystycznej dla siebie broni i ma specyficzne umiejętności. I każdy efektownie, choć inaczej eliminuje podłe kreatury.
Taka przyszłościowa, komiksowa Parszywa dwunastka. Wrażenie to pogłębia jeszcze fakt, że wizja świata przyszłości jest dość...staromodna - żołnierze mają broń i uniformy niewiele różniące się w wielu przypadkach od tych używanych podczas II wojny światowej. Głębszych treści, poza ostrzeżeniem przed prowadzącym do tragedii bezmyślnym eksploatowaniem ziemskich zasobów naturalnych, w filmie nie znajdziemy - to przede wszystkim akcja - pościgi i strzelanki.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Anamorph (aka Wizja mordercy), reż. Henry Miller

Detektyw Stan Aubrey zajmuje się sprawą seryjnych morderstw. Sprawcę znamionuje niezwykły artyzm, ciała swych ofiar układa w coś w rodzaju obrazów, które oglądane pod różnymi kątami odsłaniają inne znaczenia. Sposób działania mordercy przywodzi na myśl innego, którego Aubrey -  o czym był przekonany - zabił parę lat wcześniej. Teraz zaczyna podejrzewać, że mógł mu umknąć i będzie chciał się zemścić na nim  lub na jego bliskich.


Przyszła moda na wyedukowanych morderców z artystycznymi gustami. Hannibal Lecter miał doktorat z psychologii, zabójca z ,,Siedem'' lubował się w zagadnieniach teologicznych, zaś sadysta z filmu Millera jest miłośnikiem sztuk pięknych. Każdy jego artefakt, którego tworzywem jest martwe ciało, nawiązuje do jakiegoś sławnego dzieła sztuki czy autora, od Bacona po Boscha.
Niestety, głębi jego ,,nauk'' nie dostrzegają przeciętni ludzie czy goniące za sensacją media. Toteż głównym adwersarzem pozostaje tropiący go detektyw, postać - rzec by - sztandarowa. Detektyw grany przez Willema Dafoe to mężczyzna dość mocno doświadczony przez życie, że sporym bagażem niezbyt miłych przeżyć, co sprawia, że wydaje się podejrzany nawet swoim współpracownikom. Dafoe przydaje temu ulubionemu przez filmowców bogartowskiemu typowi niezbędnej głębi i niejednoznaczności charakteru, choć przyznajemy, że żałosna fryzura, jaką go obdarzono, bardzo przeszkadza w rozpatrywaniu niuansów jego osobowości.
,,Wizja mordercy'' poza dobrze nakreśloną sylwetką głównego bohatera i ciekawym aspektem estetycznym ma wystarczająco sporą dawkę suspensu i napięcia, by zabić nudę na przykład mrocznych jesiennych dni.

sobota, 9 kwietnia 2011

''Wszystko ma swój początek w dzieciństwie...'' - Rozmowa z Agnieszką (Sakebi) Kijewską

Agnieszka Kijewska to współczesna publicystka, która zajmuje się pisaniem zwłaszcza recenzji filmowych (głównie horrorów). Obecnie na swoim koncie ma ich ponad 300 (w tym większą część stanowią recenzje produkcji azjatyckich). Jak sama przyznaje - jej fascynacja filmem rozpoczęła się jeszcze w dzieciństwie, kiedy to w olbrzymich ilościach ,,pochłaniała'' produkcje grozy i s/f.
Moja wieloletnia znajoma zgodziła się udzielić mi wywiadu telefonicznego i opowiedzieć o swojej pasji filmowej i fascynacji kulturą orientalną.

Piotr Małecki: Cześć Aga, tak w ogóle, jak tam zdrowie?
Agnieszka Kijewska: No witam, witam Piotrze. Dziękuję, na zdrowie raczej narzekać nie mogę, ale wciąż zachodzę w głowę po jaką cholerę Ci ta rozmowa??? (śmiech)
P.M. Dla celów prywatnych, ale nie martw się, nie wykorzystam jej w jakiś nikczemnych celach, ha ha ha... Powiedz mi, kiedy i dlaczego zaczęłaś pisać? Co było momentem przełomowym?
A.K. Pisać zawsze lubiłam i pisałam od małego. Wyobraź sobie, że swoją pierwszą książkę napisałam w drugiej klasie szkoły podstawowej na kartkach z zeszytu...(śmiech). A tak na poważnie pisaniem zajęłam się około roku 2000, kiedy to byłam aktywną uczestniczką for i serwisów internetowych o tematyce fantasy. Wówczas zaczęły powstawać pierwsze opowiadania fantasy, fanfic'ki, pierwsze recenzje czy też tłumaczenia zagranicznych tekstów. W roku 2003 do tematyki fantasy dołączyły artykuły o tematyce paranormalnej, co wiązało się z podjęciem współpracy z serwisami, które zajmowały się opisywaniem tych dziwnych zjawisk na naszym świecie. Były to serwisy m.in. UFOŚwiat jak również NPN (Na Progu Nieznanego) czy Nieznane.pl. Mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęła się moja przygoda z serwisami filmowymi i zaczęłam też pisywać recenzje filmowe. Pierwsze powstały dla Filmwebu, ale ta współpraca długo nie trwała, gdyż z powodu pewnych niesnasek pomiędzy mną, a redakcją postanowiłam zlikwidować konto na portalu (potem założyłam je ponownie) i definitywnie przestałam dla nich pisać. Od roku 2005/2006 skupiam się jedynie na publikacjach filmowych. Pisałam dla takich serwisów, jak Dark Project, Korea Film, chwilowo dla Azjamanii i Japonia Dream. Z tym ostatnim jestem związana do dziś.
P.M. Jak widzę, masz dość pokaźny dorobek w światku filmowym. Skąd się wzięła Twoja fascynacja kinematografią?
A.K. Myślę, że zaszczepiła ją we mnie nieżyjąca już dziś babcia, która zresztą doprowadziła do mojego zainteresowania horrorem. Pamiętam, że ona sama oglądała bardzo dużo filmów i uwielbiała horrory, które wieczorami oglądała jeszcze na kasetach VHS. Za dzieciaka bardzo często u niej spałam i do dziś nie zapomnę, jak każdego wieczoru siedziałam z nosem w szparze od drzwi i podglądałam, co dzieje się na ekranie. Zawsze był raban, jak babcia mnie przyłapała, hehehe...W latach późniejszych pochłaniałam ogromne ilości filmów grozy, fantasy czy science fiction, jednak była to bierna fascynacja kinem. Późniejszy (wielki) powrót do filmu nastąpił w roku 2003, kiedy będąc na studiach, zaczęłam uczestniczyć w zajęciach filmoznawczych, prowadzonych przez znakomitego wykładowcę - pana profesora Mirosława Przylipiaka, który swoją wiedzą mnie po prostu powalił na kolana. Wtedy już (na drugim roku studiów) wiedziałam, że pracę magisterską chcę pisać u tego właśnie profesora z filmoznawstwa. Udało się...
P.M. No właśnie, Twoja praca magisterska była swoistym novum, prawda?
A.K. Zgadza się. Z tego co się orientuję, nikt nie powziął się przede mną przeanalizowania powieści ''Ring'' Koji Suzuki oraz opisania na podstawie tejże powieści zjawiska intertekstualności.
P.M. Skąd pomysł na taką, a nie inną tematykę pracy?
A.K. Akurat tematykę intertekstualności ''Ringu'' w kulturze współczesnej nasunął mi mój promotor. Początkowo chciałam napisać pracę na temat ewolucji japońskiego horroru, ale po przeanalizowaniu tematu z promotorem, doszliśmy do wniosku, że temat ten byłby zbyt obszerny jak na magisterkę, dodatkowo pojawiał się problem z dostępnością wielu filmów oraz znajomością japońskiej grozy filmowej przez mojego promotora. Ostatecznie przystałam na temat intertekstualności ''Ringu'' i przyznam szczerze, że był to strzał w dziesiątkę, ponieważ bawiłam się znakomicie podczas pisania pracy, a dodatkowo nie miałam z nią najmniejszych nawet problemów.
P.M. Weszliśmy właśnie na temat japońskiej grozy. Powiedz proszę, skąd ta fascynacja? Azjatycką grozą czy też folklorem?
A.K. Podobnie, jak w przypadku fascynacji filmem i tu wszystko ma swój początek w dzieciństwie. Będąc dzieciakiem, bardzo lubiłam słuchać bądź oglądać wszelkiego rodzaju bajki i historie, opowiastki i kiedyś pamiętam trafiła mi się bajka pod postacią japońskiej legendy. Nie pamiętam teraz dokładnej tematyki tej bajki, ale wiem, że pojawiał się tam bodajże duch samuraja, czy coś podobnego. Bardzo dobrze pamiętam swoje przerażenie tą bajką, ale jednocześnie dziwną fascynację...Myślę, że tu należy szukać początków zainteresowania kulturą japońską...tak, na początku interesowała mnie głównie Japonia. Nie tylko kinematografia, ale kultura i styl życia w Kraju Kwitnącej Wiśni. W późniejszym czasie moje zainteresowania rozrosły się praktycznie na każdy kraj Dalekiego Wschodu, jednak to właśnie Japonia do dziś jest mi najbliższa.
P.M. Czy to, że zajmujesz się głównie azjatyckim horrorem oznacza, że w zachodnim nic już dla siebie nie znajdujesz?
A.K. Nie, to nie tak. Lubię zachodni horror i bardzo często oglądam też zachodnie produkcje, jednak widzisz, ma on poważny współcześnie mankament. Otóż filmy europejskie i amerykańskie - horrory oczywiście - stały się po prostu przewidywalne, a tego bardzo w kinie nie lubię. Obecnie, produkcje grozy z zachodu stają się kinem niemal wtórnym i pojawiają się w wielu filmach utarte tematy, bohaterowie...zero świeżości. No, może hiszpańska groza mnie ostatnio mile zaskakuje, bo Hiszpanie potrafią zrobić horror klimatyczny i niejednokrotnie przerażający, ale te wszystkie teen-slashery pokroju ''Krzyku'' czy horrory gore typu ''Teksańskiej masakry...''' po prostu mnie już nie bawią. Z azjatyckim horrorem to jest tak, że praktycznie zawsze Cię coś zaskoczy. Owszem, że i tu już powoli wdziera się rutyna - co niektórzy zarzucają horrorom z Dalekiego Wschodu - ale się nie zgodzę, ponieważ nawet jak ''enty'' raz mamy kobietę-upiora w długich czarnych włosach i białej szacie, to zazwyczaj problematyka filmu nie zawsze jest taka sama. Oczywiście, ona może się sprowadzać - i najczęściej się sprowadza - do zemsty ów upiora, ale to nie reguła. Problematyka jest różna, a zauważmy, że azjatycki horror sobie nie równy: inną problematykę podejmują Japończycy, inną Koreańczycy, a jeszcze inną Tajowie czy Indonezyjczycy. Tu zawsze mnie coś zaskoczy...
P.M. Czy nie myślałaś o tym, aby związać swoje życie zawodowe z filmem?
A.K. Oczywiście, że myślałam. Cały czas walczę o to, aby znaleźć pracę w instytucjach/placówkach kulturalnych bądź filmowych, w których mogłabym się pod tym kątem wykazać, ale widzisz...w moim rodzinnym Lęborku wcale nie jest to takie proste. Lęborskie władze przyjmują postawę: ''Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nic nie mówiłem''. Panowie uważają, że wszystko jest w porządku, ale obserwatorzy życia w mieście doskonale wiedzą, że nic tu nie jest w porządku. Za dziesięć lat będzie można wykonać banner promujący Lębork z takim zdaniem: ''Lębork - miasto ludzi starych''. Dlaczego? Bo wszyscy młodzi albo pouciekają do innych miast, albo za granicę, albo niektórzy będą się szlajać po ulicach nie widząc perspektyw na przyszłość. Stare babcie i dziadkowie, którzy teraz siedzą w tych wszystkich urzędach i placówkach będą wówczas organizować imprezy dla babć i dziadków, no i menelstwa wszelkiego, jakie wypełznie...Nikogo tu nie interesują ludzie wykształceni, z pomysłami, pasjami i możliwościami. Prawda jest taka, że w Lęborku, jak nie masz ''pleców'', to i porządnej pracy nie znajdziesz. Znajomości, znajomości i jeszcze raz znajomości! Jednak nie po to siedziałam pięć lat na studiach, nie po to wypracowałam sobie styl pisarski czy brałam udział w konwentach i przeglądach filmowych, aby wylądować z butelką piwska tudzież innego trunku na ulicy, do cholery jasnej...!
P.M. Ostre słowa...nie boisz się krytyki?
A.K. Może i ostre, ale niestety prawdziwe. Krytyki? Szczerze mówiąc mam to w...nosie...Za co mają mnie skrytykować? Za przyznanie prawdy? Sama tego doświadczyłam na własnej skórze...Wyobraź sobie, że nawet napisałam list do Burmistrza Miasta w tej sprawie. Efekt? Minął miesiąc i do dziś nie doczekałam się żadnej odpowiedzi...Może nie wie, co ma napisać, może boi się podejmować takie tematy...nie mój interes. Dla mnie w tym momencie życie kulturalne Lęborka przestaje istnieć, a proszę bardzo - reszta niech chowa głowę w piasek, ale wróżę katastrofalną przyszłość tego pięknego miasta. Szkoda...
P.M. Jaki z tego morał?
A.K. No jaki? Domyśl się?
P.M. Aga, tak na koniec już zdradź mi czy masz jakieś wzorce? Są ludzie, którzy Cię inspirują w jakiś sposób?
A.K. Tak. Jest wiele takich osób, ale największą inspirację i mój podziw wzbudzają trzy osoby: wspomniany już wcześniej pan prof. M. Przylipiak, pani dr K. Krawiec-Złotkowska oraz Lisa Ray. Z dwoma pierwszymi osobami miałam przyjemność pracować (jako studentka oczywiście) na uczelni. Wspaniali wykładowcy, z ogromną wiedzą, którą skutecznie potrafią przekazać studentom. Gdyby wszyscy wykładowcy byli tak świetni, studiowanie stałoby się o wiele piękniejsze i przyjemniejsze...(śmiech). Dodatkowo pani Krawiec-Złotkowska jest niesamowicie wspaniałym człowiekiem, który potrafi rozmawiać ze studentami. Wysłucha, doradzi...bardzo mi pomogła na studiach i będę jej za to wdzięczna do końca życia. Aktorkę Lise Ray podziwiam za walkę, jaką podjęła chorując na raka. Nie poddała się, nie ukrywała swojej choroby i wygrała. Dziś cieszy się zdrowiem i pomaga innym. Niesamowita kobieta.
P.M. No dobrze Agnieszko jeszcze tylko zdradź plany na przyszłość.
A.K. Przede wszystkim znalezienie satysfakcjonującej mnie pracy (najlepiej w placówkach kulturalnych bądź związanych z filmem, bo taka praca przynosi mi radość). W drugiej kolejności chciałabym bardzo zorganizować akcję charytatywną ''Milion Żurawi - Pomoc dla Japonii'', ale póki co jestem na etapie rozmów z organizatorami, którzy swoją siedzibę mają w Warszawie. Mam nadzieję, że się uda. No i planuję wydać swoją magisterkę...w końcu to - jak sam przyznałeś - novum... (śmiech)
P.M. Ambitne plany, jak widzę...
A.K. Przecież wiesz, że zawsze byłam aktywna na różne sposoby, dlatego też takie bezczynne siedzenie w domu jest dla mnie katorgą. Muszę coś działać.
P.M. W takim razie życzę powodzenia w realizacji planów i samych sukcesów. Pozdrawiam...
A.K. Dziękuję Ci bardzo i pozdrawiam również.

Dla serwisu Okiem Krytyka z Agnieszką Kijewską rozmawiał Piotr Małecki

piątek, 8 kwietnia 2011

Cradle Of Filth - Cruelty and the Beast


Dziś do mojej płytowej prywatnej kolekcji trafił oryginalny trzeci studyjny album zespołu Cradle of Filth. Nie ukrywam, że album znałam już dużo wcześniej z nieco ''nielegalnych źródeł'' i cóż mogę napisać? W każdej nowej odsłonie muzycznej COF odnajduję coś dla siebie, ale to co reprezentuje Cruelty and the Beast to istny majstersztyk! 


Album ukazał się w roku 1998 i w całości został poświęcony Elżbiecie Batory. Muzycy nigdy nie ukrywali fascynacji tą mroczną postacią i za każdym razem podkreślali, jak bardzo inspiruje ich osoba żądnej krwi hrabiny. Zresztą okładka albumu mówi sama za siebie i nie trzeba studiować tekstów, aby zrozumieć przesłanie Cruelty....

Brzmienie pozostało niemal identyczne, jak na płytach poprzednich, aczkolwiek da się zauważyć nieco odmienny wokal Daniego. Można napisać, że śpiewa on teraz bardziej wyraźnie. Nie doświadczymy tu przenikliwych pisków, jakie pamiętamy chociażby z Dusk...and her Embrace.
Mógłbym wiele dobrego napisać o każdym utworze, ale polecam wsłuchać się zwłaszcza w ''Venus in fear'' - bez wątpienia najgenialniejszy utwór na płycie...Te jęki rozkoszy i krzyk przerażenia zwalą z nóg chyba każdego!!!
Ta płyta zasługuje na najwyższe noty i warta jest każdej ceny. Polecam!!!